niedziela, 13 grudnia 2015

Czarna mamba z Lasu Budongo


       Czarna mamba na drodze przynosi pecha niczym czarny kot przebiegający drogę wędrowcowi. Przekonanie to wyniosłem z ugandyjskiego Lasu Budongo. Mamba, zwyczajem węży, nie przebiegła nam drogi lecz po niej pełzła, do momentu aż rozjechał ją Mustafa, kierujący Toyotą młody Ugandyjczyk. Nie cofnęliśmy się żeby zobaczyć rozjechanego jadowitego gada. Po pierwsze było już ciemno, a do Masindi, w którym znajdowała się nasz baza wypadowa, pozostało jeszcze kilkadziesiąt kilometrów drogi do przebycia. Po drugie wąż mógł nie zostać śmiertelnie przejechany, a wówczas oglądanie go w wątłym świetle latarek groziło ukąszeniem, na które w tamtejszych warunkach nie było antidotum.

 Zatem cofnięcie się mogło sprowokować tragedię, której każdy rozsądny człowiek chciałby uniknąć. Okazało się to błędem. Gdybyśmy się cofnęli pewnie uniknęlibyśmy całego splotu wydarzeń. Jechaliśmy dalej śledząc w światłach samochodowych reflektorów węże, owady i inne stwory wyłaniające się z jednolitej ściany wzbudzającego strach lasu. Mustafa już po drugiej stronie dzikiego Nilu usiłował rozjechać antylopę lub choćby okazała dziką perlicę. Tym razem mu się udało , gdy zobaczył stojącą w świetle reflektorów antylopę gwałtownie przyspieszył uderzając zwierzaka całą siła rozpędzonego samochodu. Antylopa (bushbok)  padła, wierzgające zwierzę dusił jeszcze linką i wreszcie zadowolony z siebie załadował je do bagażnika.
 
Mustafa nie wziął pod uwagę jednej rzeczy, że uderzenie spowoduje całkowitą awarię auta. Szybko okazało się, że dziurawa jest nie tylko chłodnica, ale prawie wszystkie pozostałe zbiorniki. Po trzech kilometrach nierozsądnej jazdy ostatecznie zatarł silnik. Tak pozostaliśmy w środku Lasu Budongo, bez wody (resztki dla ratowania sytuacji wlewaliśmy do cieknącej chłodnicy) i z bezużytecznymi z powodu braku jakiegokolwiek zasięgu telefonami komórkowymi. Pozostało nam czekać do  rana lub wędrować po nieprzyjaznym terenie. W samochodzie było zbyt gorąco, by siedzieć w nim choćby kilka minut, przy otwartych szybach natychmiast napełniał się chmarami owadów. Na to że do rana drogą pojedzie jakieś inne auto nie było najmniejszej szansy. Tomek zaproponował, że wraz z Mustafą pójdzie przed siebie szukać pomocy, gdy ja wraz z Krzysztofem zostaniemy w aucie.
 
Nie był to najlepszy pomysł, nie powinniśmy się w tej sytuacji rozdzielać pod żadnym pozorem. Zatem, wbrew stanowczej opozycji Krzysztofa, ruszyliśmy razem hałasując, by w czarnej nocy odstraszać ewentualne zwierzęta z dzikimi szympansami na czele. Wcześniej załamany sytuacją Mustafa wyrzucił martwą, zakrwawioną antylopę w głąb lasu, czyniąc z niej dar dla lampartów. Szczęście nam dopisało bezpiecznie dotarliśmy do ludzi, którzy przerażeni naszym widokiem powiedzieli, że o tej porze absolutnie nie wolno chodzić po Budongo i to nie z powodu szympansów,  lampartów czy węży, ale z obawy przed włóczącymi się tu potężnymi bawołami.
 
 
      Land Roverem  należącym do jednego z miejscowych strażników Mustafa ściągnął auto na jakimś lichym konopnym postronku. Żeby mógł je ciągnąć dalej (za żadne skarby nie chciał auta pozostawić w lesie), wyciął ze swego samochodu pasy bezpieczeństwa i z nich sklecić linę holowniczą.  Czekał nas trzy godzinny seans zatytułowany ostateczna dewastacja auta Mustafy. Jechaliśmy częściowo rozmokniętą drogą a częściowo przez pola trzciny cukrowej mijając pochłonięte ciemnością zapadłe wioski. Około drugiej w nocy dotarliśmy do Masindi. Mustafa słono za to zapłacił; koszty holowanie były równe jego dziennemu zarobkowi, tego dnia za całodniową eskapadę otrzymał od nas sto dolarów. Szacunkowy koszt naprawy jego całkowicie zdewastowanej Toyoty, z zatartym silnikiem, mógł wynieść nawet 1500 dolarów . Do tego życie biednej antylopy, co akurat uszło Mustafie na sucho, jednak karma jaka go za to spotkała okazała się dla niego niewyobrażalnie kosztowna.
 
 

1 komentarz:

  1. Jeśli lekcja, jaką Mustafa dostał tej nocy od życia niczego go nie nauczyła, to ma niezbyt duże szanse dożyć sędziwego wieku. Karma go wykończy...

    OdpowiedzUsuń