Choć w tym
stwierdzeniu tkwi pewna doza przewrotności, Krupówki bezsprzecznie należą do
moich ulubionych ulic. Mimo wszystko, no może poza szczytem spacerowym czyli
sezonem alkoholowych wędrówek młodych nuworyszy odbywanych między Anemonem a
Gazdową Kuźnią.
Po Wielkiejnocy, w maju, czerwcu i dalej w październiku,
listopadzie, aż gdzieś do dwudziestego grudnia, ulica jest OK. Wynika z tego
zestawienia, że sezon pod Tatrami wcale nie trwa przez okrągły rok, lecz ledwie
przez pół roku.
Chodząc ulicami lubię spoglądać w górę, ponad wystawy a nawet
jeszcze wyżej, ponad szyldy. Widzę wówczas prawdziwą i zupełnie inną ulicę. Mało
dostatnią, i wyzbytą blichtru, który rzuca się na Krupówkach na pierwszy rzut
oka.
Często pozory potrafią być mylące, mimo to, a może właśnie dlatego
Krupówki i tak pozostaną jedną z moich ulubionych polskich ulic. Kilkadziesiąt
lat spacerowania, w górę i w dół, rodzi sentymenty.
Zaprezentowane tu zdjęcia
nie pochodzą z lat siedemdziesiątych, zrobiłem je w czerwcu 2015 roku.