poniedziałek, 25 lutego 2019

Sambor Pacyków. Kolekcjoner



Jeden z tekstów do przygotowywanej dla wydawnictwa Zysk i S-ka książki "Opowieści z gór niewysokich". 

Zrealizowano w ramach stypendium Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

SAMBOR PACYKÓW

Roman był znanym krakowskim deltiologiem, oczywiście nie tak znanym jak panowie Świerczenko czy Szczółek, mimo wszystko z pewnością był znany. Co prawda niektórzy, nieprzychylni mu kolekcjonerzy, uważali, że chciał za znanego tylko uchodzić. Gadali tak mimo to, że wszyscy bez wyjątku, go znali. Na szczęście nie jest to istotne dla tej historii. Żadnemu z bardziej znanych kolekcjonerów pocztówek nie zdążyła się historia nazywana przy krakowskich kawiarnianych stolikach „przypadkiem Romana”. Nie były to zresztą wyłącznie stoliki kawiarniane, bo nie do takiej roli aspirowały stoły w węgierskiej restauracji Balaton przy Grodzkiej. Były to poważne stoły, bez wyjątku, każdy z nich, miał nie mniej niż pięćdziesiąt lat. Przy jednym z nich Roman kupił starą pocztówkę z 1919 roku. Nadana była w Stanisławowie i zaadresowana do Krakowa na ulicę Starowiślną 17 , drugie piętro, jak zaznaczono w adresie. Mieli tam zamieszkiwać Państwo Czempińscy. Pocztówkę przyniósł mu młody chłopak, na oko mógł być studentem ale nie musiał. Roman umówił się z nim przez jeden z portali aukcyjnych. Nie zapłacił drogo, ledwie 20 złotych. Nie byli dla niego istotni dwaj Huculi pod parasolami, zamieszczeni na zdjęciu, które dzięki zestawieniu owych parasoli z ludowymi strojami górali uchodzić miało za śmieszne. Od momentu gdy zobaczył pocztówkę na ekranie swojego komputera kręciła go myśl, aby dostarczyć przesyłkę pod wskazany adres, bez względu kto tam obecnie zamieszkiwał.




Tak zrobił. Na Starowiślną 17 udał się w niedzielę, inaczej niż czynią to listonosze pracujący wyłącznie w dni powszednie. Roman słusznie zakładał, że w niedzielę najpewniej zastanie kogoś w mieszkaniu. Poza tym sam tego dnia miał sporo czasu często nudząc się nieprzyzwoicie. W mieszkaniu przyjęto go raczej chłodno i kazano przyjść później, kiedy babcia wróci z kościoła od Franciszkanów i przedpołudniowej kawy pitej w towarzystwie koleżanek. Do Franciszkanów wcale nie miała najbliżej, mimo to od lat mijała inne kościoły nie zwracając na nie uwagi. Przechodząc koło Dominikanów odwracała nawet głowę z czego co tydzień się spowiadała. Opowiedziała o tym Romanowi tego samego dnia po południu, kiedy zastał babcię w domu i gdy ta bez problemu rozpoznała na pocztówce pismo swego stryja.