czwartek, 13 sierpnia 2015

Porzucony HOTEL KOLOWRAT


Upały nie sprzyjają pisaniu, procesom myślowym i formułowaniu sądów. Widzę to dookoła. Stąd i moja mniejsza aktywność blogowa.

 

Jadąc z Wierchu Poroniec w stronę Łysej Polany, czyli znaną wszystkim bywalcom Tatr drogą do Morskiego Oka, górski krajobraz zakłóca duża, owalna budowla w rdzawym kolorze. Ukazuje się ona, raz po raz, po słowackiej stronie granicy wzbudzając uzasadniony niepokój miłośników nieskażonej przyrody. Budowla wzniesiona została kilkanaście lat temu na pięknej polanie, niemal u stóp wspaniałej góry, jaką dla wszystkich miłośników Tatr jest Murań. Aby do owej budowli dojechać należy zaledwie o kilka kilometrów wjechać w głąb Słowacji i wypatrywać po lewej stronie drogi, przypominających bunkry zabudowań. W jednym z nich mieściła się okazała portiernia, w pozostałych rezydowały wszelkiej maści służby ochraniające obiekt.

 
 
 
 

Mowa o słynnym hotelu Kolowrat, luksusowym w swoim założeniu miejscu letniego i zimowego wypoczynku gości odwiedzających słowackie Tatry. Pojechałem, nie żeby korzystać z luksusu Kolowratu, ale by naocznie przekonać się jak dziś ma się sztandarowa budowla słowackiego hotelarstwa. Otóż nie ma się wcale. Hotel Kolowrat to widmo szpecące krajobraz, do tego zamknięte dla gości. Robi wrażenie, niczym irlandzki Loftus Hall, siedziby sił nie z tej ziemi.   Idealne miejsce do kręcenia kolejnych odcinków przygód Arabelli , Rumburaka i Blekoty. Zamknięty kryty basen, odpadające tynki, zarośnięte zielskiem parkingi. Wygląda na to, że czasy świetności Kolowratu trwały zaledwie kilka lat. Dziś jego historia może okazać się o wiele ciekawsza niż wówczas, gdy w pokojach z pięknym widokiem na Murań gościli zamożni goście. Przedstawiam fotoreportaż z Kolovratu zachęcając wszystkich spędzających wakacje w Tatrach do odwiedzenia tego demonicznego miejsca. Miejcie się jednak na baczności! Tu i ówdzie widać pozostałości po dopiero co odbytej uczcie (porzucony sandwich w popielniczce), a eleganckie limuzyny podjeżdżają pod hotel i nieopodal niego znikają, jakby zapadały się pod ziemię.