Przed laty, w jednej z radiowych rozgłośni, zapytano
mnie:
-
Rumunia to w pana przypadku oczywiste, Huculszczyzna - można to zrozumieć,
Morze Czarne - fascynujący temat, ale dlaczego nie napisze pan czegoś o swojej
najbliższej małej ojczyźnie?
Minęło sporo czasu, zaszczepiona idea pochłonęła inne
istotne projekty by ostatecznie objawić się jako… Reifstein. Opowieść o czasach
odległych o stulecie, silnie związana z najbliższą dla mnie ziemią.
Będąc chłopcem słuchałem opowieści mojego pradziadka
Szymona Krzymienia (1883 - 1979), walczył on na froncie I wojny światowej, był
ranny pod Verdun. Stryj mego ojca, Wincenty Kruszona (1884 – 1915), na tej
samej wojnie poległ pod Arras. Wielka wojna odcisnęła piętno na mojej
wyobraźni.
Podróżując po Europie często, nawet w małych
miejscowościach, spotykałem obeliski z nazwiskami poległych w latach I wojny
światowej, tymczasem o poległych Wielkopolanach i Ślązakach nie mówiło się nic,
w ich rodzinnych stronach trudno znaleźć miejsca upamiętniające jakże tragiczne
losy.
O wielkiej
wojnie na Zachodzie dowiadywałem się z przejmujących powieści Louisa Celina i
Ernesta Hemingwaya.
Wincenty Kruszona zginął 8 maja 1915 roku. Miał
niespełna dwadzieścia jeden lat. Jak
wielu Wielkopolan walczył w Armii Cesarstwa Niemieckiego. Tysiące takich jak on
poległo, ich prochy rozsiane zostały głównie na francuskich polach bitewnych.
Pozwolono byśmy skutecznie zapomnieli o ofierze złożonej z ich życia. Kilka
tygodni po śmierci Wincentego rodzina otrzymała piękny dokument, odręcznie
podpisany przez cesarza Wilhelma: Anioł pochylał się nad zabitym żołnierzem,
ponad nimi widniały słowa z listu świętego Jana: „Wir follen auch unser leben
für die brüder lassen” (My także winniśmy oddać życie za braci). Wcześniej
rodzice żołnierza otrzymali skromną kartkę, napisaną przez Franza Kuffela,
frontowego towarzysza broni Wicka, była odarta z wszelkiej chwały, za to wiało
od niej trupim chłodem:
Szanowni
Państwo
Donoszę wam o
waszym synie, pisze wam jako Wicek nie żyje. Pad przy szturmie pod miastem
Arras. Pad dnia 8 maja o godzinie 5-tej popołudniu. Został zasypany ziemiom od
gromu. Pozdrawiam was wszystkich Wicka
przyjaciel. Niech mu Pan Bóg da Niebo. Zostańcie z Bogiem.
(pisownia zgodna z oryginałem)
Nigdy nie potrafiłem się pogodzić z brakiem pamięci o
poległych w latach wielkiej wojny Wielkopolanach i Ślązakach. Wstydliwy proces
zapominania rozpoczął się od zarania niepodległości w 1918 roku. Pamięć o Wicku
przetrwała, mimo, że poległ w pruskim mundurze, zasypany ziemią, po „gromie”
jaki spadł na niego z nieba. Okazało się, że potrzeba napisania książki o
tamtych czasach tkwiła we mnie bardzo mocno.