Rumunia. Podróże w poszukiwaniu diabła wydanie II



Zysk i S-ka, 2009


Rumunia. Pejzaż mityczny

"Rumunia. Podróże w poszukiwaniu Diabła" Michała Kruszony nie próbuje przełamywać mrocznej renomy, jaką cieszy się karpacka kraina. Pokazuje jednak, że w Europie trudno o lepsze miejsce na mistyczne wędrówki.

Kiedy 1997 roku wybierałem się po raz pierwszy do Rumunii, zdecydowanie mi tę podróż odradzano. W najczarniejszych przepowiedniach miałem zostać zatłuczony, poćwiartowany, upieczony i skonsumowany przez drapieżnych osobników narodowości romańskiej. Lżejsze gatunkowo ostrzeżenia sugerowały, że stracę tylko odzież, walutę wymienną i kilka zębów. Od tego czasu zdążyłem odwiedzić Rumunię pięciokrotnie i – co za zaskoczenie! – nie tylko żyję, ale też dałem się uwieść pięknu i różnorodności tego kraju.


Obarczona milionem przesądów i stereotypów, bliska i odległa jednocześnie, ojczyzna Drakuli wprost idealnie poddaje się mitologizacji. W zachodnioeuropejskiej tradycji szczególnie Siedmiogród (Transylwania) funkcjonuje jako ośrodek metafizycznego lęku, dzika kraina za siedmioma lasami, siedmioma rzekami i siedmioma górami , gdzie po ulicach chodzą brodaci faceci z niedźwiedziami na łańcuchach, umarli w biały dzień konwersują z żywymi, zaś nocą z krypt gramolą się wampiry, by pić rubinową krew nastoletnich dziewic. Okrutny, komunistyczny reżim Ceausescu wpisał się w ten schemat wprost idealnie – w gruncie rzeczy dzięki karłowatemu dyktatorowi, Słońcu Karpat i Jutrzence Ludzkości, jeszcze łatwiej myśleć o Rumunii jako osobliwym epicentrum zła. A że chodzenie na łatwiznę stanowi unikalną cechę ludzkiego istnienia w świecie, nie ma się, co dziwić, że nawet po przystąpieniu do Unii Europejskiej kraj Ciorana i Eliadego nadal uchodzi za miejsce nieprzyjazne i groźne. (…)

Kruszona swobodnie przeplata tradycyjną narrację podróżniczą fragmentami całkiem udanej prozy o mocno mistycznym zabarwieniu. Nie próbuje narzucać nam prawdy, ale bawi się tworzeniem atmosfery niesamowitości i grozy. Trudno tu odróżnić wizje od rzeczywistości, literacją fikcję od przeżyć autora. Książce to nie szkodzi – opis spotkania z nieboszczykiem, quasi – pogańskich obrzędów w noc świętojańską czy szalonej nocy na bukareszteńskim cmentarzu należą do najlepszych w całym tekście. Ta maniera może natomiast przeszkodzić komuś, kto istotnie chciałby się czegoś dowiedzieć o Rumunii. Z drugiej strony – niewykluczone, że takiej obiektywnej Rumunii po prostu nie ma i każdy podróżnik musi ją poznawać od nowa, tylko dla siebie. Czego właściwie moglibyśmy się spodziewać po kraju, w którym pasterze na połoninach rozmawiają po łacinie?

Piotr Kofta




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz