Towarzyszący
mi w podróży dziennikarz Krzysztof Sadowski napisał, że do Lwowa pojechać warto. Oczywistych powodów,
dla których warto jest wiele. Lwów zaskakuje na każdym kroku: Łyczaków,
Przedwojenne hotele ot choćby „Żorż”, Mickiewicz, Uniwersytet, Ossolineum,
Galicyjska Kasa Oszczędności (dziś Muzeum Etnograficzne), kolekcje malarstwa
polskich mistrzów, niezwykłe restauracje z Lożą Masońską włącznie. Można by tak
wymieniać bez końca. Dzisiejszy Lwów to jednak coś, czego wcześniej tak łatwo
dostrzec nie było można - serdeczność Ukraińców.
Nadszedł czas polsko-ukraińskich
rozmów prowadzących do wielkiego porozumienia, w żadnym razie nie do
rozdrapywania ran. Retoryka, sącząca w Polsce antyukraiński jad jest dziś
nikomu niepotrzebna, podobnie jak antypolskie wypowiedzi na Ukrainie. Cieszą
się z nich wyłącznie proputinowscy Rosjanie, zresztą o innych dzisiaj trudno. Tym, którzy
chętnie formułują proste (by nie napisać prostackie) diagnozy proponuję
wycieczkę na cmentarz Łyczakowski. Odwagi i w drogę! Rodacy porzućcie lenistwo! Do tego miejsca, choć raz w życiu, powinien dojechać każdy Polak. Zobaczy tu
chwytającą za serce nekropolię – Cmentarz Orląt, tuż obok, poniżej niego,
dostrzeże świeże groby okryte niebiesko żółtymi flagami, na każdym fotografia
młodego mężczyzny. To Sokoły poległe w Ługańsku i innych miastach Wschodniej
Ukrainy. Polskie Orlęta i Ukraińskie Sokoły spoczywają obok siebie. Jedni i drudzy oddali życie za swoją ojczyznę. Czy może
być symbol większej miary? W roku 2015, siedemdziesiąt lat po zakończeniu wojny,
możemy zawołać z czystym sumieniem: Sława Ukrainie, Bohaterom Sława!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz