Takiego zwierzęcia nie ma! - wykrzyknął pewien gość ogrodu zoologicznego na widok żyrafy - niczym polityk, który widzi ale nie dostrzega (nie przyjmując do wiadomości)
Przez
wieki uważano, że to przyrodnicza anomalia wynikła ze skrzyżowania wielbłąda z
lampartem. Ślad podobnych wyobrażeń istnieje w łacińskiej nazwie zwierzęcia, do
której dodany jest przymiotnik camelopardalis – ni to camel, ni to leopard.
Zwierzę działało na wyobraźnie twórców wszelkiego autoramentu: choćby „Płonąca
żyrafa” Salwadora Dali, poetów, projektantów licznych zabawek, rysowników
kreskówek i pomysłodawców tysiąca żyrafopodobnych gadżetów. Spogląda taka
żyrafa z wysokości sześciu metrów ponad ziemią i nie ma sobie w tym równych
wśród innych ssaków, ze wszystkich będąc zdecydowanie najwyższa. Stąd wyzbyta
jest wszelkich kompleksów w przeciwieństwie do swoich antagonistów.
Zatem
pojechałem sprawdzić jak to jest naprawdę, czy aby na pewno są żyrafy czymś
ponad atrakcję ogrodów zoologicznych i popkulturowych desygnatów? W tym celu
wybrałem się na północ od dzikiego Nilu Viktorii, dokładnie w miejsce gdzie od
wschodu wpada on do Jeziora Alberta, aby natychmiast z niego wypłynąć, w już
właściwym sobie kierunku północnym. Stąd ma pewnie jakieś 6 tysięcy kilometrów
do Morza Śródziemnego. Nil wraz z jeziorem tworzą tu naturalny półwysep zwany
Buligi, zamieszkuje go mnóstwo zwierząt, w tym dziesiątki Żyraf Rotschilda.
Jest bowiem w Afryce kilka podgatunków żyraf, w tym jeden z najrzadszych
występujący właśnie w opisanym przeze mnie miejscu, w zachodniej Ugandzie.
Spędziwszy
tam trochę czasu stwierdziłem ponad wszelką wątpliwość, że żyrafy żyją w
naturze i są najprawdziwsze na świecie. Z tak ugruntowaną wiedzą mogę teraz iść
do zoo i stwierdzić, wbrew niektórym gościom, że takie zwierzę naprawdę
istnieje.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz