środa, 24 lutego 2016

Wspólnota polską racją stanu

      W jednej tylko bitwie pod Verdun zginęło około osiemset tysięcy ludzi. Był to znaczący, ale jednak epizod, pierwszej wojny światowej. W trakcie drugiej wojny światowej, miliony zginęły w niemieckich  obozach koncentracyjnych, to też był tylko jeden z epizodów wojny. Obie wojny, światu i sobie samej, sprezentowała Europa, dumnie zwana Starym Światem.
 
 
    Żeby  nie dopuścić do kolejnej wojny zachodnioeuropejscy politycy powołali, w 1952 roku, Wspólnotę Węgla i Stali. Pomysł był banalnie prosty: jeśli będziemy mieli wspólny rynek węgla i stali to nie będziemy mogli między sobą prowadzić wojen. Do jej prowadzenia wówczas absolutnie niezbędne były stal i energia czyli, w tamtych czasach, węgiel. Dalej Wspólnota Węgla i Stali przekształciła się w Europejską Wspólnotę Gospodarczą, której ekonomiczny sukces skasował wschodnioeuropejską, kontrolowana przez sowietów, Radę Wzajemnej Pomocy Gospodarczej, z jej militarną przybudówką Układem Warszawskim. Wkrótce po tym fakcie Polska i kraje sąsiednie dostały niepowtarzalną szansę przystąpienia do Unii Europejskiej, będącej, następnym etapem wspólnoty europejskich interesów i gwarantem kontynentalnego pokoju. Z przejęciem przyglądałem się temu znaczącemu dla Polski procesowi.
     Widać pamięć o wojnach skutecznie się zatarła. Jeszcze pięćdziesiąt lat temu, niemal każdy dorosły Europejczyk potrafił powiedzieć ilu ludzi zginęło w konkretnych europejskich bitwach, na frontach pierwszej i drugiej wojny. Każda rodzina, obojętnie z której strony frontu, opłakiwała swych poległych i zaginionych. Wielkopolanie ginęli w armii Kajzera, walcząc o wolność w Powstaniu Wielkopolskim, czy wreszcie na wszystkich frontach II wojny. Tymczasem, po latach, słyszę o eurosceptykach, o konieczności rozmiękczania Unii Europejskiej, o przywracaniu kilkukrotnie już skompromitowanej idei Europy silnych państw narodowych. Dziękuję. Ja i moi bliscy z tego korzystać nie chcemy. Jak wielkim trzeba być historycznym abnegatem i zacietrzewionym militarystą, żeby głosić podobne hasła? Czy wolność powinna być zawsze okupiona krwią, wówczas bardziej się ją ponoć ceni? Nic z tych rzeczy, nie przekonają mnie Rymkiewiczowskie dywagacje. Polacy okupili swoją wolność morzem krwi niespotykanym wśród innych europejskich narodów. Tymczasem odnoszę wrażenie, że dzisiaj bardziej na wolności zależy Duńczykom, Rumunom, Belgom, Hiszpanom, Włochom i wszelkim innym nacjom poza Polakami. Wolności w Polsce nie ceni się za wszelką cenę, co jakiś czas wystawiając wątłe państwo na próby. Funkcjonowanie, przynajmniej w jakimś zakresie (nikt nie wie w jakim), w kontrze do Unii Europejskiej i niesionych przez nią wartości, to kolejna podobna próba. Jaką radość podobne tendencje wzbudzać muszą nad rzeką Moskwą, nie trzeba dodawać. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz