Herostrates nie przeszedł do
historii dlatego, że był szewcem. Udało mu się to dzięki nikczemnemu czynowi
spalenia świątyni Artemidy w Efezie, jednego z siedmiu cudów świata
starożytnego. Skazano go na śmierć, a imię kazano wymazać z pamięci, by nie pozostało
na zawsze w historii, jak to sobie sam wymyślił Herostrates. W rezultacie swego
czynu pozostał słynny, jako pierwszy znany terrorysta. Wystarczy zatem zrobić
coś absolutnie głupiego, a nawet szkodliwego, aby zostać zapamiętanym.
Przykładów takich działań jest bez liku. Nie bez przyczyny najwybitniejsze
dzieła sztuki pokazuje się za pancernymi szybami, a i tak co jakiś czas
znajdzie się idiota chcący nożem, kwasem
czy młotkiem dokonać spektakularnej dewastacji.
Osobiście śledzę i zapisuję w
formie zdjęć mniej drastyczne przypadki, kiedy na zabytkach pojawiają się
wzmianki z cyklu „tu byłem”. Nie interesują mnie wytwory współczesnych profanów.
Szukam wandali z przeszłości, takich którzy wyczyny swoje utrwalili na dziełach
sztuki przed stu i więcej laty. Jest to niezła zabawa i przy okazji dylemat:
czy wpis uczyniony ręką przechodnia przed wiekami, czy choćby przed stu laty
nie jest sam w sobie świadectwem historii dodając patyny czasu do oryginalnej pracy
artysty? W tym celu udałem się ostatnio do Katedry Wawelskiej. Pamiętam miejsca,
gdzie jeszcze niedawno, pełno było w niej dziewiętnastowiecznych dewastacji. Okazało
się, że dziś prawie nie można ich odnaleźć, pozostało ich niewiele. Konserwatorzy,
pewnie słusznie, zapragnęli odnowić dzieła takimi jakimi stworzył je artysta,
bez późniejszych wtrętów i kwiatków dodanych przez przypadkowych przechodniów. Mam
cichą nadzieje, że część tych często ciekawych w swej wymowie dewastacji, zachowano w formie fotografii.
Mimo wszystkich starań odnalazłem resztki z zapamiętanych przeze mnie wpisów,
jak ten na jednej z czaszek na okazałym nagrobku poświęconym Michałowi Korybutowi
Wiśniowieckiemu. Wystarczy znaleźć się na tyłach głównego ołtarza, by podobne
wynajdywać smaczki.
Nie inaczej jest w innych miejscach, nawet w tych zupełnie
niespodziewanych. Ostatnio wypatrzyłem wpis wandala z 1864 roku, na zabytkowej
chrzcielnicy w Obrzycku (widać go z prawej strony fotografii).
Klasyczne „ornamenty
wandalskie”, godne plemienia o tej nazwie, które przypomnę, w V wieku złupiło
cesarstwo zachodnio-rzymskie, znajduję w Rumunii. Zabytki klasy światowej,
jakimi są malowane bukowińskie monastyry są księgą posiadającą podwójną
narrację. W warstwie pierwotnej opowiadają o czasach biblijnych poprzez
unikatowe dzieło malarskie. W warstwie młodszej mówią o sposobie upamiętnienia odwiedzonych
miejsc, przez turystów, na przełomie XIX i XX wieku. Obie narracje są równie
ciekawe, choć ta druga zaczyna, dzięki wpisom zupełnie świeżej daty,
przyćmiewać historię właściwą. Tak to bywa z historią.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz