poniedziałek, 7 września 2015

Wstyd mi za rasistowskich tchórzy


       Z założenia nie wdaję się w polemiki dotyczące spraw bieżących. Konsekwentnie nie zamierzam polemizować i teraz, choć złość we mnie narasta. W zasadzie nie złość a rozpacz nad kondycją moralną niektórych mieszkańców kraju, nazywanego kiedyś ostoją tolerancji. Onegdaj zamieszkiwali katolicką Rzeczpospolitą muzułmanie, protestanci i Żydzi, niewielu to wadziło. Dzisiaj czytam nienawistne wypowiedzi, w tym niestety często znajomych mi ludzi, i smutek ogarnia mnie wielki. To już nie jest ksenofobia, a zwykły brutalny rasizm o rodowodzie sięgającym  najpodlejszych hitlerowskich gadzinówek. Jak można tak bardzo nienawidzić ludzi ze względu na ich pochodzenie czy wyznawaną religię? Nie chce mi się przywoływać truizmów o chrześcijańskim miłosierdziu, bo autorzy tych nienawistnych treści, wymierzonych wobec biednych, obcych sobie ludzi, mentalnie oddalili się od chrześcijańskiego systemu wartości. Sami, świadomie bądź nie, wyzbyli się tego co w owym systemie jest najcenniejsze.
 

                       

 
 
                                   
 

W listopadzie jadę do Ugandy, będę tam, podobnie jak przed rokiem, porządkował groby Polaków. Internowani w obozach zlokalizowanych w afrykańskim buszu nie doczekali końca wojny. Podczas gdy mężczyźni walczyli w Armii generała Andersa tysiące naszych rodaków zamieszkiwało obozy na terenie Ugandy i Tanzanii. Żyli w zgodzie z miejscową ludnością, w samym Masindi mieszkało ich kilka tysięcy. Zbudowali kościół, szkołę, bibliotekę, organizowali obozy harcerskie nad jeziorem Alberta. Miejscowa ludność pomagała im jak mogła, a do dziś dba o polskie groby, mimo, że nie ma pojęcia gdzie położona jest Polska. Wśród okolicznych mieszkańców do dziś trwa pamięć o białych ludziach, którzy zamieszkali obok nich tułając się po świecie. Wcześniej wojna zabrała im wszystko, często nie tylko dobytek ale i najbliższych. Prości ludzie dbają o groby tych, którzy pomarli tu w latach 1942  -1947. W miejscowej tradycji zachowana jest pamięć o owych uchodźcach, podobno bardzo kochali swój kraj lecz wyrzucono ich ze swoich domów i wywieziono do zimnej Rosji. Naturalnym odruchem dla miejscowych,  prostych ludzi, była potrzeba niesienia im pomocy. Tubylcza ludność, niekoniecznie chrześcijańska, w sercu miała jakby więcej bożego miłosierdzia. Czasami wstydzę się, że muszę pisać takie rzeczy, przecież pewne kategorie winny być oczywiste. Kiedy na religii uczono mnie o uczynkach miłosiernych co do duszy i ciała nie wskazywano na to, że nie dotyczą one muzułmanów, Żydów czy kogokolwiek. W uniwersalny sposób odnosiły się one do człowieka, skądkolwiek by był i jakąkolwiek wyznawałby religię. Przynajmniej ja tak to zrozumiałem. Czytając liczne wspomnienia z wielkiej tułaczki setek tysięcy Polaków zastanawiam się, jak wiele serca musieli mieć mieszkańcy irańskiego Isfahanu, hinduskiego Navanagar, czy choćby dobrze mi znanego Masindi. Wstyd.   
 
                                    
 

                         

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz