poniedziałek, 19 października 2015

Jesienne stragany


      Jesień to niezwykła pora roku, z jednej strony żal minionego lata z drugiej rozkosz korzystania z wszelkich dóbr urodzonych na drzewach, krzakach, często nawet pod ziemią, jak w przypadku jadalnych korzeni selera, pora, marchwi, wszelkich buraków i innych skorzoner.
                                    
 
                                    
      Dla wielu ludzi z wiosek na wschodzie i południu Europy to czas łatania domowych budżetów. Udają się oni obładowani na place targowe i jarmarki sprzedając plony zebrane w przydomowych ogródkach. Mieszkający w pobliżu lasów uzupełniają budżety zbierając jadalne wykwity dzikiej przyrody. Niezmiennie lubię owe stragany porozkładane tysiącami pomiędzy Gruzją a Rumunią, wzdłuż całego Morza Czarnego. Znane nam z Polski warzywa przykryte są tonami arbuzów, winogron, olbrzymimi żółtymi pigwami.  Wszystko to w ornamentach kolorowej papryki i znalezionych w lesie grzybów zwanych, w zależności od kraju: hriby, ciuperci lub soko. Niestety, zdjęcia oddają tylko część prawdy ukrywając to co najistotniejsze. Nie są wstanie przekazać najważniejszego, decydującego o moim zachwycie, straganowego doznania – zapachu. Zdjęcia wyzbyte wilgotnych aromatów pozostają ledwie płaską ilustracją, ładnym obrazkiem. Patrząc na nie zdałem sobie sprawę, że pamięć o jesiennych straganach istnieje w mojej głowie przede wszystkim poprzez zmysł węchu. Wchłonąłem aromaty podświadomie i dopiero spoglądając na bezzapachowe fotografie uświadomiłem sobie ten ograniczający prawdziwe doznania fakt.  Orzechy zanurzone w karmelowej polewie, pieczone kasztany, świeży miód z pyłkami zebranymi na kwiatach i resztkami woskowego plastra uwięzionymi w słoiku. Nie mogę się doczekać kiedy znów je wszystkie powącham próbując owczego sera polanego świeżym miodem.

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz