Telefoniczna wiadomość dotarła do mnie w
Rumunii. Od dłuższego czasu umawialiśmy się ze Stanem na spotkanie w Paryżu z
pełną świadomością, że będzie ono ostatnim. Niestety z mojej winy nigdy do
niego nie doszło. Nie dotarłem do jego kajuty, w budynku na zbiegu ulic
Boulevard Richard Lenoir i Oberkampf. O Stanie można by napisać książkę, choćby
o jego walkach z paryskim magistratem celem odsłonięcia części kanału przykrytego Bulwarem Richarda Lenoira.
Częściowo zresztą zakończył je sukcesem. Stan był artystą; fotografował, rzeźbił
tworzył collage i dużo pisał, wszystkie swe działania wpisywał w kierunek
sztuki, który sam wymyślił nazywając go automatetyką. Jego swoista filozofia,
bardzo ateistyczna jednak na wskroś humanistyczna, podporządkowana była wyłącznie
człowiekowi, wynikała z ciężkich przeżyć i doświadczeń w niełatwej drodze życiowej.
Urodzony w rodzinie polskich emigrantów, w jednym z osiedli górniczych na północy
Francji, szybko został sam zmagając się z gruźlicą i biedą. Skazany na
wegetacje w kopalni uciekł z robotniczego środowiska trafiając w środek nie
tylko roztańczonego ale także zrewoltowanego Paryża. W mieście jeszcze
przesiąkniętym egzystencjalizmem znalazł swoje miejsce. Nie lubił z niego wyjeżdżać,
jakby bał się, że wydarzy się coś co sprawi, że do niego nie wrócić. Prowadził wyłącznie
nocny tryb życia, ubierał się, a jakże, na czarno, jednak bez zbytnich
ekstrawagancji, wystarczył mu t-shirt , byłe był czarny. Stan wiele pisał, a
jeśli czytał to rzeczy bardzo starannie wybrane, uwielbiał Louisa Ferdinanda
Celina, jego powieść „Podróż do kresu nocy” kazał mi przeczytać z należytą
uwagą. W latach sześćdziesiątych dwudziestego wieku Stan był rozpoznawalnym
uczestnikiem zdarzeń kreowanych przez tamtejsza boheme. Był autorem zdjęć Serga
Gainsbourga, Michelle Noiret’a i wielu innych artystów. Niektóre z nich
trafiały na okładki ich płyt. W malutkiej kajucie, tak zwał stworzone przez siebie
mieszkanie, gościł Polaków, w tym uciekinierów z Polski, choćby Ludwika Lewina
i Stanisława Staszewskiego, którego gitara wisiała w kajucie jeszcze w latach
dziewięćdziesiątych. Nad wszystkimi stanowymi ekstrawagancjami czuwała Ivette
jego towarzyszka życia. Teraz muszę się starać, aby nie użyć słów zbyt
górnolotnych, trudno mi będzie ich uniknąć. W jednym zdaniu: Stan potrafił
otwierać umysły swoich gości, ja skorzystałem z tego w wielkiej części. Stan
nie oglądał telewizji, pisał na tradycyjnej maszynie do pisanie, o Internecie
nie chciał słyszeć, stąd prawie niema go w sieci, nie dbał o to. Zasłużył,
sobie na pomnik i jest nim z pewnością jego
obecność w sercach wszystkich, tych którzy mieli wielki zaszczyt poznać go
osobiście.
Stan Wiezniak zmarł 5 pazdziernika 2013r w wieku 79 lat.
OdpowiedzUsuń