Zmieniamy
otaczającą nas rzeczywistość wprowadzając nowe w miejsce starego. Czasami
wychodzą z tego koszmarki, jak na zdjęciu jednego z murów sfotografowanych
niedaleko Szamotuł. Kiedy upiększamy na siłę, to co z natury jest piękne,
postępujemy wbrew mojej ulubionej dewizie, że lepsze bywa wrogiem dobrego.
Przykład drugi, kiedy to nowe wdarło się w uświęconą tradycję, ukazuje zdjęcie
bloku wybudowanego w tle blisko dwustuletniego krzyża, tworząc z niego obiekt
niesprzyjający religijnej zadumie. Porządkując zasoby fotograficzne
stwierdziłem, że mam całkiem pokaźny zbiór anomalii - ciekawostek
architektonicznych i krajobrazowych - z najbliższej okolicy. Jak widać na
zdjęciach sfery święta i laicka potrafią się wzajemnie nie szanować i znęcać
nad sobą.
Nie zawsze da
się owe sfery połączyć, ale o ile się da o tyle warto o to zadbać. Nie dotyczy
to wyłącznie architektury. Przenikanie się obu tych sfer w przestrzeni publicznej
wzbudza wiele emocji co najmniej od czasu, kiedy to, w styczniu 1077 roku,
Henryk IV, klęczał trzy dni na śniegu przed zamkiem w Canossie. Bawiący tam
papież Grzegorz VII, dopiero po tak dotkliwej pokucie, przyjął cesarza cofając
nałożoną wcześniej na niego klątwę. Z reguły na tym kończy się opowiadanie tej
historii, czerpiąc z niej fałszywy morał. Tymczasem ma ona swój ciąg dalszy. Co
było dalej? Henryk IV popadł w kłopoty,
wypowiedziało mu posłuszeństwo część książąt Rzeszy. Poprosił Grzegorza VII,
aby tym razem obłożył ekskomuniką uzurpatora do cesarskiej korony. Grzegorz nie
dość, że odmówił, to po raz kolejny nałożył ekskomunikę na Henryka IV. Ten nie
mając wiele do stracenia, zdobył Rzym doprowadzając do tego, że papież zamknął
się, jak w więzieniu, w Zamku Świętego Anioła. W tym samym roku zbuntowany lud
obarczywszy Grzegorza VII odpowiedzialnością za to, że przyczynił się swym
postępowaniem do wojennego spustoszenia Rzymu, doprowadził do przegonienia go z
miasta. Tymczasem na Stolicy Piotrowej Henryk IV osadził, sprzyjającego sobie,
Klemensa III. Grzegorz VII umarł rok później na wygnaniu w Salerno. Morał z
tych sporów wymowny: historia kołem się
toczy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz