piątek, 3 października 2014

Bilet na cmentarz


Zakopane uważam, za naturalne przedłużenie Krakowa. To nic odkrywczego, nie tylko ja sądzę, że to najbardziej na południe wysunięta dzielnica miasta Kraka i Wojtyły. Moje zadufanie pozwala mi ową myśl rozwinąć. Podobnie, za satelitę Krakowa, uważam moje mieszkanie. Stąd łatwo wysmuć wniosek, że w Zakopanem czuję się, jak u siebie w domu. Bywa jednak, że gubię się w tych domowych pieleszach. Tak stało się dziś po południu. Piątkową mglistą pogodę w stolicy Tatr zrekompensowałem sobie wycieczką na Kasprowy, gdzie świeciło iście czerwcowe słońce. Nieliczni turyści wylegiwali się na leżakach, komu bowiem do głowy przyszło, żeby z zamglonych Krupówek udać się na Kasprowy, na którym mgła to rzecz dość powszechna? Tymczasem było odwrotnie, stolicę Tatr odcinała od górskich szczytów puchowa warstwa chmur. Będąc ponad nimi czuć było radosną alienację i bliskość absolutu. Wszystko co złe zostało pod chmurami, ponad nimi było klarownie i czysto, tak jakoś niebiańsko. Zszedłem do Murowańca i dalej żółtym przez Jaworzynkę do miasta. Od Murowańca wędrowałem, na same Kasprusie, we mgle.
Po południu, wypoczęty i najedzony, zszedłem Kasprusiami na dół, do starego kościoła i na cmentarz zasłużonych przy Kościeliskiej. Na „Pęksowy Brzyzek”, do grobu księdza Stolarskiego i wielu mogił upamiętniających wielkich Polaków związanych z Zakopanem. Kojące zazwyczaj miejsce dziś zabiło we mnie wiele  pozytywnych freonów. Pozostanie już tylko w moich wspomnieniach. Od 26 czerwca 2014 roku, aby wejść do tego małego kościółka, trzeba zapłacić 2 złote, cena obejmuje też wejście na cmentarz. Nie wszedłem i nie wejdę, póki taki stan rzeczy trwać będzie. W razie wielkiej potrzeby przelezę przez mur. Odebrałem to gorzej niż podwyżkę wody i gazu w moim domowym gospodarstwie. Jak tak można? Kto to wymyślił? Dwa złote za wejście na cmentarz i do kościoła? W tak bogatym mieście? Wśród tak bogobojnych mieszkańców. Nie chcę nawet myśleć, kto wziął ten grzech na siebie. Do tego ten pohańbiony kasjer, a może raczej inkasent, bo kasy tu brak, siedzący przed kościołem, wbrew sobie, z jakąś szkatułą i kartką informująca o opłatach. Jeśli już, to należałoby postawić mu budkę, najlepiej taką, jak te na parkingach. Niech gospodarz obiektu nie pożałuję na białą płytę, lub jakieś tańsze prefabrykaty. Jest podwójny wstyd, będzie potrójny, zdecydowanie nadążający intelektualnie za pomysłodawcą wprowadzenia opłat.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz