wtorek, 20 stycznia 2015

Małgorzata - Margot - Adjani

     Dawno nie napisałem żadnej recenzji. Wystrzeganie się recenzowania czegokolwiek (także kogokolwiek), to efekt nadmiaru ponurych lektur, w których nieziemsko oświeceni, recenzują poczynania innych. Zazdroszczę odwagi recenzentom piszącym, że ktoś był taki i owaki. Sami muszą być przekonani o swoim wyjątkowym darze oceniania i wydawania sądów, na szczęście doczesnych. Nie mam tu na myśli, w najmniejszym stopniu, recenzji wydarzeń artystycznych. Homo homini lupus est, powiedziano dość dawno.
 
 
      Jako pierwszą lekturę w 2015 roku, po raz wtóry, przeczytałem „Mistrza i Małgorzatę”. Nie jest to zadanie proste, książka ta zawiera w sobie kilka suwerennych opowieści, nie wszystkie zachęcają do dalszego czytania. Bywa, że lekturę kończy się na grotesce odczytawszy zaledwie część pierwszą. To takie igraszki z diabłem, a raczej z diabłami, całkiem śmiesznymi. Za to część druga to już dosłowna, satanistyczna, jazda na całego. Pod jej warstwą, czy się to komuś podoba czy nie, odbywa się teologiczna dysputa wyzbyta jakiejkolwiek ortodoksji. Bułhakow wyrósł w tradycji prawosławia, gdzie kanony są jasno nakreślone i nikt z nimi nie dyskutuje, tym większa jego odwaga.  
     Tytułowa bohaterka to potomkini królowej Margot, tej od rzezi hugenotów we Francji, w 1572 roku. Małgorzata, podobnie jak Margot, jest siłą sprawczą historii. Godzi się na współpracę z diabłem, aby niemal za rękę, przeprowadzić Mistrza w inny wymiar. Robi to wbrew jego  życiowej rezygnacji. Dzięki jej determinacji i całkowitemu zaprzedaniu się szatanowi, Mistrz, mimo wszystko, pozostaje Mistrzem. Trochę dziwne, że w żyłach Małgorzaty płynie krew królowej Margot, a nie na przykład Kleopatry. Może wówczas opowiedziana przez Bułhakowa historia byłaby zbyt dosłowna i oczywista? Swoją drogą zastanawiam się, jakie inne kobiety brał pod uwagę kreując rodowód swojej tytułowej bohaterki? Bułhakow przekonuje niedowiarków, takich jak poeta Iwan Bezdomny, do uwierzenia w diabły. Zadanie wykonalne. W rosyjskiej literaturze trudno ujrzeć Boga, za to biesów kryje co niemiara.  

 

    
Po lekturze nadszedł czas na  seans filmowy. Film, z 1994 roku, w pozorowanej reżyserii Patricea Chereau. Pozorowanej, bo tak naprawdę był to autorski film Isabelle Adjani, to ona rządziła tym projektem, decydowała o tym kto i w jaki sposób go wyreżyseruje,  był to jej film absolutny. Margot – Małgorzata – Adjani, to układa się w całość połączoną jakąś trudną do uchwycenia nicią. Aktorka wcześniej zaprezentowała się, jako odtwórczyni roli tytułowej w filmie „Camille Claudel” – tragicznej historii rzeźbiarki, uczennicy, muzy i kochanki wielkiego Augusta Rodina (w postać rzeźbiarza wcielił się tam Gerard Depardieu). Trzeba przyznać, że oba filmy niosą w sobie ładunek ponadziemskich emocji, podobnych do tych wywoływanych przez Małgorzatę - Margot. Isabelle  Adjani doskonale zdawała sobie z tego sprawę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz