czwartek, 15 stycznia 2015

Mit Galicji


      Wczoraj, 14 stycznia, w Austriackim Forum Kultury w Warszawie odbyło się spotkanie poświęcone Galicji. Rozmawiali ze sobą: profesor Jacek Purchla - dyrektor Międzynarodowego Centrum Kultury w Krakowie, Anda Rottenberg - twarz współczesnej intelektualnej Warszawy i profesor Waldemar Łazuga - najwybitniejszy (piszę to z pełną odpowiedzialnością za użyte słowa), z żyjących poznańskich historyków. Wydarzenie było stołecznym odpryskiem wystawy „Mit Galicji”, która do ósmego marca tego roku prezentowana jest w Międzynarodowym Centrum Kultury na krakowskim Rynku Głównym. Rozmowie trojga wybitnych intelektualistów przysłuchiwało się szanowne audytorium zasiadające w wypełnionej  po brzegi sali. Co takiego było w owej Galicji, sztucznym wymyślonym przez Austriaków tworze, że siedemdziesiąt lat po jej zniknięciu z mapy Europy, Jerzy Turowicz wieszał w redakcji „Tygodnika Powszechnego” portret cesarza Franciszka Józefa, było niebyło, zaborcy. Czy w Poznaniu ktoś odważyłby się powiesić nad biurkiem portret cesarza Wilhelma, czy nie daj Boże, Bismarcka? Tym bardziej w Warszawie portret cara Mikołaja II? Może należałoby zadać pytanie: na czym w ogóle polega potęga mitu? Po co tworzymy kreacje często odległe od rzeczywistości, jakie czynniki o tym decydują? A może wystarczy wsłuchać się w mądre słowa wypowiadane przez profesora Łazugę, by stwierdzić, że to nie tylko mitologia, lecz realizm polityczny Polaków przełomu dziewiętnastego i dwudziestego wieku, którzy w austrowęgierskiej monarchii dochowali się dwóch premierów cesarskiego rządu i czterdziestu ministrów. Co takiego zdarzyło się, że ów twór, wymyślony po 1772 roku, przetrwał do końca I wojny światowej? Niezwykłe 150 lat, kiedy to Polacy w dużej mierze decydowali o polityce jednego z zaborców, profesor Łazuga opisał w fenomenalnie zajmującej książce „Kalkulować…”   Są historycy mądrzy i głupi, czytać należy tylko tych mądrych. Czytajmy zatem Waldemara Łazugę!

 
    Od dawna nic mi tak nie pochlebiło, jak słowa profesora nazywającego mnie swoim uczniem i to do tego w tak szacownym gronie. To poniekąd prawda, uczył mnie onegdaj, jeszcze wówczas doktor Waldemar Łazuga. Żałuję tylko, że nie byłem wówczas, przed trzydziestu laty, wystarczająco pilny. Dlatego dziś wsłuchuję się w jego słowa, jadąc po nie nawet do Warszawy. Z wielką dumą, mówię, że poza wszystkim co profesor sobą reprezentuje, to mój nauczyciel. Dzisiaj dla moich przyjaciół Ukraińców „Mit Galicji” jest nie tylko wspomnieniem lecz także nadzieją.   

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz