Wczoraj, 14 stycznia, w Austriackim Forum Kultury w Warszawie
odbyło się spotkanie poświęcone Galicji. Rozmawiali ze sobą: profesor Jacek
Purchla - dyrektor Międzynarodowego Centrum Kultury w Krakowie, Anda Rottenberg
- twarz współczesnej intelektualnej Warszawy i profesor Waldemar Łazuga -
najwybitniejszy (piszę to z pełną odpowiedzialnością za użyte słowa), z
żyjących poznańskich historyków. Wydarzenie było stołecznym odpryskiem wystawy „Mit
Galicji”, która do ósmego marca tego roku prezentowana jest w Międzynarodowym
Centrum Kultury na krakowskim Rynku Głównym. Rozmowie trojga wybitnych
intelektualistów przysłuchiwało się szanowne audytorium zasiadające w
wypełnionej po brzegi sali. Co takiego
było w owej Galicji, sztucznym wymyślonym przez Austriaków tworze, że siedemdziesiąt lat po jej zniknięciu z mapy Europy, Jerzy
Turowicz wieszał w redakcji „Tygodnika Powszechnego” portret cesarza Franciszka
Józefa, było niebyło, zaborcy. Czy w Poznaniu ktoś odważyłby się powiesić nad
biurkiem portret cesarza Wilhelma, czy nie daj Boże, Bismarcka? Tym bardziej w
Warszawie portret cara Mikołaja II? Może należałoby zadać pytanie: na czym w ogóle
polega potęga mitu? Po co tworzymy kreacje często odległe od rzeczywistości,
jakie czynniki o tym decydują? A może wystarczy wsłuchać się w mądre słowa
wypowiadane przez profesora Łazugę, by stwierdzić, że to nie tylko mitologia, lecz
realizm polityczny Polaków przełomu dziewiętnastego i dwudziestego wieku,
którzy w austrowęgierskiej monarchii dochowali się dwóch premierów cesarskiego rządu
i czterdziestu ministrów. Co takiego zdarzyło się, że ów twór, wymyślony po
1772 roku, przetrwał do końca I wojny światowej? Niezwykłe 150 lat, kiedy to
Polacy w dużej mierze decydowali o polityce jednego z zaborców, profesor Łazuga
opisał w fenomenalnie zajmującej książce „Kalkulować…” Są
historycy mądrzy i głupi, czytać należy tylko tych mądrych. Czytajmy zatem Waldemara Łazugę!
Od dawna nic mi tak nie pochlebiło, jak słowa profesora nazywającego
mnie swoim uczniem i to do tego w tak szacownym gronie. To poniekąd prawda, uczył mnie onegdaj, jeszcze wówczas doktor Waldemar Łazuga. Żałuję tylko, że nie byłem wówczas,
przed trzydziestu laty, wystarczająco pilny. Dlatego dziś wsłuchuję się w jego
słowa, jadąc po nie nawet do Warszawy. Z wielką dumą, mówię, że poza wszystkim
co profesor sobą reprezentuje, to mój nauczyciel. Dzisiaj dla moich przyjaciół Ukraińców „Mit Galicji” jest nie tylko
wspomnieniem lecz także nadzieją.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz