Nie wiem, czy
Daniel Mróz był kiedykolwiek w Rumunii, tym bardziej nie mam wiedzy czy podróżując, widział kiedykolwiek
Transylwanię? Nie znalazłem w jego dossier informacji o wystawach w Cluj, czy
Bukareszcie. Daniel Mróz (1917 – 1993), był w latach 1950 – 1978, etatowym ilustratorem
„Przekroju”. Chyba właśnie dzięki jego talentowi do dziś uwielbiam przeglądać
stare numery tego tygodnika. Z czasem Mróz stał się moim ulubionym polskim
grafikiem. Później zainteresowałem się całym środowiskiem "Grupy Krakowskiej",
ale Mróz zawsze pozostał Mrozem. Był trochę z boku, trochę z dystansem, tak jak go tego nauczyło
życie. Czasem przychodzi mi kupić książkę, tylko dla tego, że
ilustrował ją Daniel Mróz. Wśród ulubionych perełek na swojej półce z
książkami, mam tą, wydaną przez Wydawnictwo Literackie w Krakowie, w 1961 roku.
Nakład 3000 egzemplarzy, stron 112, w tym liczne ilustracje. Choć książeczka
jest niewielkich rozmiarów, ilustracje bywają w niej całkiem spore, wydrukowane są bowiem na kartach złożonych
na kilka części. Jest wśród nich, jedna absolutnie ulubiona, to ona skłoniła
mnie do postawienia pytania: czy Daniel Mróz był w Rumunii, a może nawet w
Transylwanii?
Nigdy
wcześniej , ani później nie spotkałem ilustracji z tak zwięzłym, wręcz
syntetycznym, oddaniem atmosfery tego zakątka Europy. Toż to esencja transylwańskości,
od krajobrazu począwszy, na wylegujących się, leniwych zwierzakach, skończywszy.
Koń siedzący w karocy ciągniętej przez mężczyzn, a jakże, w siedmiogrodzkich
nakryciach głowy, to wręcz transylwańska specyfika! Księżyc, na którego rogu
wiszą nietoperze, to się rozumie samo przez się! Najważniejszy jest jednak
symbol - ornament. Pojawia się na obrazku ośmiokrotnie, chyba, że gdzieś go jeszcze
przeoczyłem, ni to krzyż świętego Andrzeja, ni to parzenica. Piękny, doskonały, karpacki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz