Klaus Johannis, mer Sibiu, wygrał wybory
prezydenckie w Rumunii. Jego zwycięstwo to sensacja i zarazem wielka nadzieja
dla skorumpowanego, jednego z najbiedniejszych krajów Unii Europejskiej.
Johannis jest protestantem i etnicznym Niemcem, jego rodzina już dawno
wyemigrowała z Siedmiogrodu, największego skupiska Niemców w Rumunii. Tym samym
porażkę poniósł, typowany na zwycięzcę, socjaldemokrata Victor Ponta.
„Wygraliśmy, teraz wreszcie odzyskamy nasz
kraj. Dzięki wam, zaczyna się nowa Rumunia” – z takim przesłaniem zwrócił się do
Rumunów 55 - letni prezydent elekt.
Johannis pochodzi z
niemieckiej diaspory. Ma za żonę Rumunkę, jednak sam siebie, nazywa rumuńskim
patriotą. Żeby to zrozumieć trzeba znać transylwańskie realia etniczne. W minioną niedzielę Rumunii, rozwścieczeni próbami manipulacji
wyborczych, ruszyli do urn. Frekwencja była rekordowo wysoka wyniosła 62 procent. Jak
napisała „Gazeta Wyborcza”:
Zwycięstwo etnicznego Niemca i
protestanta, to w prawosławnej Rumunii absolutny precedens. Premier Victor Ponta bezskutecznie
próbował użyć religii do zdyskredytowania rywala. Wyrzucał mu
publicznie, że Iohannis i jego żona zdecydowali się nie mieć dzieci. Wielu
Rumunów oceniło to, jako brudne chwyty.
Iohannis, polityką zajął się w 2000 roku, wygrywając wybory na mera miasta Sibiu. W ostatnich kilkunastu latach miasto zmieniało się, na moich oczach, z zapyziałego ośrodka przemysłowego w perłę turystyczną. W 2007 roku nosiło miano europejskiej stolicy kultury. Gratuluję Rumunom wyboru.
Iohannis, polityką zajął się w 2000 roku, wygrywając wybory na mera miasta Sibiu. W ostatnich kilkunastu latach miasto zmieniało się, na moich oczach, z zapyziałego ośrodka przemysłowego w perłę turystyczną. W 2007 roku nosiło miano europejskiej stolicy kultury. Gratuluję Rumunom wyboru.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz