Zakopane
uważam, za naturalne przedłużenie Krakowa. To nic odkrywczego, nie tylko ja
sądzę, że to najbardziej na południe wysunięta dzielnica miasta Kraka i
Wojtyły. Moje zadufanie pozwala mi ową myśl rozwinąć. Podobnie, za satelitę
Krakowa, uważam moje mieszkanie. Stąd łatwo wysmuć wniosek, że w Zakopanem
czuję się, jak u siebie w domu. Bywa jednak, że gubię się w tych domowych
pieleszach. Tak stało się dziś po południu. Piątkową mglistą pogodę w stolicy
Tatr zrekompensowałem sobie wycieczką na Kasprowy, gdzie świeciło iście
czerwcowe słońce. Nieliczni turyści wylegiwali się na leżakach, komu bowiem do
głowy przyszło, żeby z zamglonych Krupówek udać się na Kasprowy, na którym mgła
to rzecz dość powszechna? Tymczasem było odwrotnie, stolicę Tatr odcinała od
górskich szczytów puchowa warstwa chmur. Będąc ponad nimi czuć było radosną
alienację i bliskość absolutu. Wszystko co złe zostało pod chmurami, ponad nimi
było klarownie i czysto, tak jakoś niebiańsko. Zszedłem do Murowańca i dalej
żółtym przez Jaworzynkę do miasta. Od Murowańca wędrowałem, na same Kasprusie,
we mgle.
Po południu, wypoczęty i najedzony, zszedłem Kasprusiami na dół, do
starego kościoła i na cmentarz zasłużonych przy Kościeliskiej. Na „Pęksowy
Brzyzek”, do grobu księdza Stolarskiego i wielu mogił upamiętniających wielkich
Polaków związanych z Zakopanem. Kojące zazwyczaj miejsce dziś zabiło we mnie
wiele pozytywnych freonów. Pozostanie
już tylko w moich wspomnieniach. Od 26 czerwca 2014 roku, aby wejść do tego małego
kościółka, trzeba zapłacić 2 złote, cena obejmuje też wejście na cmentarz. Nie wszedłem
i nie wejdę, póki taki stan rzeczy trwać będzie. W razie wielkiej potrzeby
przelezę przez mur. Odebrałem to gorzej niż podwyżkę wody i gazu w moim domowym
gospodarstwie. Jak tak można? Kto to wymyślił? Dwa złote za wejście na cmentarz
i do kościoła? W tak bogatym mieście? Wśród tak bogobojnych mieszkańców. Nie
chcę nawet myśleć, kto wziął ten grzech na siebie. Do tego ten pohańbiony
kasjer, a może raczej inkasent, bo kasy tu brak, siedzący przed kościołem,
wbrew sobie, z jakąś szkatułą i kartką informująca o opłatach. Jeśli już, to
należałoby postawić mu budkę, najlepiej taką, jak te na parkingach. Niech
gospodarz obiektu nie pożałuję na białą płytę, lub jakieś tańsze prefabrykaty. Jest
podwójny wstyd, będzie potrójny, zdecydowanie nadążający intelektualnie za
pomysłodawcą wprowadzenia opłat.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz