Podczas jednej
z ostatnich podróży zatrzymałem się w Opatowie. Uczyniłem to, w tym świętokrzyskim miasteczku, nie
po raz pierwszy. Tym razem, wiedziony zachętą obejrzenia nagrobka Kanclerza
Wielkiego Koronnego Krzysztofa Szydłowieckiego, odwiedziłem opatowską kolegiatę
Świętego Marcina. Przy okazji z ubolewaniem zauważyłem, że obyczaj płacenia za
wstęp do kościoła dotarł już do Opatowa. „Lament opatowski”, bo tak zwana jest
najsłynniejsza tutaj tablica, miał to zrekompensować i poniekąd tak było.
Brązowa płyta odlana została we Włoszech, w 1536 roku, w pracowni Bartolomeo
Berrecciego, stanowi zaledwie postument dla właściwego nagrobka. Zdecydowanie większe
emocje wzbudziła we mnie, zachęcająca do refleksji, kostucha. Postać z kosą
prowokuje do zadumy u grobu kanclerza, dodatkowo dając widzowi powody do kilku
refleksji. Po pierwsze na temat znajomości anatomii szesnastowiecznego artysty,
być może, podobnie jak autor tablicy był on Włochem, to nieco rozjaśniło by sprawę.
Po drugie, nad jego malarskim kunsztem, dzięki któremu wizerunek kostuchy
oglądamy niemal w trzech wymiarach. Po trzecie, mimo wszystko, nad upływającym
czasem, o czym przypomina klepsydra w kościstej dłoni. Wyrazista czaszka,
namalowana z celowym zachwianiem proporcji względem reszty kostek, robi
wrażenie niezwykle naturalistycznej, przez co sama w sobie stanowi memento. Dla
mnie stanowiła widok, skądinąd, sympatyczny, a to przez to, że z pasją szukam
funeralnych przedstawień. Pod tym względem bogata w wizerunki rozmaitych nieboszczyków,
ze ścianami ociekającymi krwią niewiernych z poodrąbywanym głowami, opatowska
świątynia, wzbudziła we mnie prawdziwy podziw. Polecam ją, od tej strony,
wszystkim tym, którzy podzielają zamiłowanie do uprawianej przeze mnie
szlachetnej formy turystyki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz