środa, 1 października 2014

Tatry w Krakowie


Jeśli ktoś myśli, że nie sposób dostrzec z Krakowa tatrzańskich szczytów, oto dowód, że jest w błędzie. Znam takie miejsce, z którego w pogodne dni widać nasz najwyższy górski łańcuch. Dopiero z tak odległej perspektywy widać, jak niewielkie to nasze szczęście. Wydaje się rachityczne i kruche, stąd łatwo o wniosek, jak bardzo powinniśmy dbać o ten unikatowy zakątek Polski. Zadeptywany przez miliony turystów, teraz, jesienią, przeżywa chwilę oddechu. Jest spokojniejszy, nareszcie dostępny dla nielicznych miłośników wilgotnego, chłodnego oddechu, wyziewającego z tatrzańskich dolin i skrytych między skałami wywierzysk. Skoro tak, to pakuję plecak, by choćby przez trzy dni nacieszyć oczy tatrzańską jesienią. Może spotkam kozicę pod Zawratem, świstaka na Kopie Kondrackiej, albo szykującego się do zimy niedźwiedzia na Świstówce? A może po prostu popatrzę w stronę gór. Najpierw z Krakowa, z cmentarza na Salwatorze, z okolic grobu Stanisława Vincenza. Dwa tygodnie temu pochowano w nim jego syna, profesora Andrzeja Vincenza, bardzo żałuję, że nie dane było mi dojechać tam w dzień pogrzebu. Skromnie nadrobię zaległość zapalając świeczkę. To moja ulubiona krakowska nekropolia. Znajduję na niej groby Eugeniusza Romera, Andrzeja Wróblewskiego, Wiesława Dymnego - wszystko to postaci z mojej prywatnej mitologii.. A stamtąd w Tatry!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz